Angelo Rella
- W naszym hymnie są słowa: "z ziemi włoskiej do Polski". W czasach, gdy ta pieśń powstała, to była wielka odległość. A teraz?
- We Włoskim hymnie również jest mowa o Polsce. Jeśli chodzi zaś o odległość, to dziś jest niedaleko, bliziutko. Nie tylko w sensie geograficznym. Jednak jeszcze 30 lat temu, kiedy poznaliśmy papieża Jana Pawła II i myśleliśmy o kraju, z którego pochodził, ten dystans wydawał się być duży. Obecnie podróżuje się szybciej. Poza tym, dzięki telefonom komórkowym i internetowi, jakakolwiek odległość traci znaczenie. Nigdy jednak nie była naprawdę wielka, bo przecież Polska i Włochy zawsze utrzymywały ze sobą kontakty. Na przykład królowa Bona...
- i przywieziona przez nią do Polski włoszczyzna...
- (śmiech) Właśnie. Kontakty włosko-polskie ciągle są nawiązywane, także u nas, w Szczecinie - dzięki Katedrze Italianistyki. Wracając więc do Pani pytania - z ziemi włoskiej do Polski jest bardzo blisko.
- Jak to się stało, że przyjechał Pan do Szczecina?
- A, to piękna bajka (śmiech)
- Bajka? Czyli zaczynamy: "dawno, dawno temu..."
- Wcale nie tak dawno temu...
- A kiedy?
- W 1999 roku. Poczułem wtedy, że uczelnia, gdzie pracowałem, nie daje mi zbyt wiele możliwości rozwoju. Chciałem czegoś nowego. Myślałem o Stanach Zjednoczonych, ale dostałem propozycję pracy w Polsce. Pomyślałem: "Czemu nie?!" . Wszyscy mówili mi, że jestem szalony, ale postanowiłem spróbować. Teraz ci sami ludzie przyznają mi rację. Tu widać efekty mojej pracy, na przykład już wkrótce podpiszemy umowę o współpracy między włoskim regionem Apulia i Województwem Zachodniopomorskim. Pojawi się szansa na pracę we Włoszech, na inwestycje włoskich firm tu, a naszych przedsiębiorstw tam. Ta współpraca może się też wiązać z pozyskiwaniem unijnych funduszy. Włosi mają w tym względzie więcej doświadczenia, a zwłaszcza Apulia, która leżąc na południu Włoch i będąc regionem biedniejszym, często z nich korzystała. Wielokrotnie też te fundusze traciła, póki nie nauczyła się, jak o nie zabiegać. Warto więc skorzystać z tych doświadczeń.
Polska to była - co ja mówię: jest - największa przygoda w moim życiu. Ludzie mówią, że buduję most przyjaźni między Włochami i Polską. Myślę, że tu trzeba wybudować autostradę! Przede wszystkim autostradę kulturową. Wierzę, że najważniejszą rzeczą, która łączy ludzi, jest właśnie kultura. Jeżeli spotkają się dwie osoby - jedna jest starsza, druga młodsza; jedna jest bogata, druga biedna - to może połączyć ich tylko kultura. Nawet jeśli inaczej postrzegają świat, będą potrafiły ze sobą rozmawiać. I może wyniknąć z tego coś dobrego.
- Czego szczecinianie powinni nauczyć się od Włochów?
- Szczecinianie powinni nauczyć się kochać swoje miasto, bo jest takie piękne! Goście z Włoch, którzy tu przyjeżdżają, są zachwyceni. I to niezależnie od pogody - czy świeci słońce, czy pada deszcz, czy śnieg - mówią:" Co za wspaniałe miasto". Ostatnio delegacje z Włoch chcą przyjeżdżać do Szczecina. Poza tym - wiadomo - Kraków i Warszawa, ale chcą też odwiedzić Szczecin. Sa ciekawi tego miasta. Opowiadamy im o historii, architekturze, o tych pięknych rondach, o tym, jak powstawały - słuchają tego jak bajki. I właśnie tego brakuje szczecinianom - bajki, mitologii w patrzeniu na swoje miasto.
Czego jeszcze? Otwartości i tolerancji. Niektórzy szczecinianie ciągle boją się obcych: że Niemcy tu wrócą, że Włosi... Kiedyś pewna pani w rozmowie ze mną stwierdziła, że grozi nam włoska inwazja. "Jaka włoska inwazja?!" - zapytałem. " Przecież jestem w tym mieście jedynym Włochem!".
- Kiedyś miałam już przyjemność rozmawiać z Panem i wówczas zapytałam, czego brakuje Panu w Szczecinie. Odpowiedział Pan, że tylko jednej rzeczy: dobrej kawy. Minęło kilka lat. Czy coś się zmieniło?
- (śmiech) Dalej brakuje dobrej kawy. Inaczej: powstaje kolejna kawiarnia czy bar. Twierdzą, że będą podawać prawdziwą caffè all’italiana. I faktycznie kawa jest dobra. Miesiąc później jest to już caffè alla polacca. Filiżanka jest taka sama, ekspres taki sam - wydawałoby się, że wszystko jest takie same. Ale kawa nie jest już dobra.
W Polsce są natomiast dodatki do kawy. Kupujesz espresso i dostajesz cukiereczka, czekoladkę albo loda. We Włoszech tego nie ma. Tam dbają tylko o zrobienie dobrej kawy.
Czego jeszcze brakuje w Szczecinie? Na pewno polskiej restauracji. To jest ciekawe: jeśli masz ochotę na greckie jedzenie - nie ma problemu - jest grecka restauracja. Jest też włoska, meksykańska, hiszpańska, chińska, japońska i inne. Ale kiedy przyjeżdżają goście z zagranicy i chcą popróbować kuchni polskiej - nie ma wielkiego wyboru. A nawet jeśli w karcie są polskie dania, to jest ich niewiele. Można odnieść wrażenie, że kuchnia polska jest uboga. Tymczasem jeśli zajrzysz do książki kucharskiej, okazuje się, że jest bardzo bogata w potrawy. Czasem mam wrażenie, że pomysłowość kucharzy w Szczecinie ogranicza się tylko do nadawania daniom nazw. Zamiast żurku, oferują nam "kociołek swojskiej zupy na kwasie chlebowym z wyborną kiełbasą oraz jajem..." albo coś takiego. Lepiej napisać "żurek" i robić porządny żurek, a nie wymyślać piękną nazwę dla zupy, która jest niedobra.
Brakuje więc restauracji z polską kuchnią. Polacy lubią to, co pochodzi z zagranicy. To tak jak w powiedzeniu "u innych trawa jest bardziej zielona".
- Albo "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma".
- No właśnie. A tak naprawdę to tu jest dobrze.
- Mieszka Pan w naszym mieście. Czy to oznacza, że jest Pan szczecinianinem?
- (śmiech) Mam samochód z tablicą rejestracyjną ZS, dzieci chodzą do szkoły i do przedszkola, pracujemy w tym mieście - więc chyba tak.
Na samym początku mojego pobytu w Polsce mieszkałem w Warszawie. Potem dostałem propozycję ze Szczecina i postanowiłem z niej skorzystać. Warszawiacy się dziwili :"Do Szczecina? Po co?". Jeden z nich zapytał "A gdzie to jest?". Żartowali, że to nie w Polsce. Powiedziałem "Jeszcze usłyszycie o Szczecinie!".
Ale wracając do pytania - z dumą mówimy, że jesteśmy stąd. Co prawda nie kupiłem sobie jeszcze nalepki na samochód "Kocham Szczecin", bo nie lubię takich deklaracji, ale czuję się mieszkańcem tego miasta.
- A z czego jest Pan dumny? Co jest Pana największym sukcesem?
- To, że Pani siedzi obok mnie i przeprowadza wywiad (śmiech). To oznacza, że miałem rację. A na serio: jestem dumny, że coraz więcej ludzi zna Szczecin; coraz więcej ludzi jest zainteresowanych współpracą z naszym miastem. Jestem dumny, że coraz więcej Włochów uczy się języka polskiego; że dzieci w szkołach uczą się o Polsce - wiedzą, gdzie ona leży, jakie są nasze tradycje i że papież nie jest jedyną inteligentną osobą, która urodziła się w tym kraju.
Dumny jestem także z tego, że konfrontuję ze sobą te dwie kultury: włoską i polską. Nie chcę ich połączyć, tworzyć jednej, bo to nie miałoby sensu: włoska kultura to włoska, polska to polska, natomiast jeśli między nimi jest dialog... Zauważyła Pani jak często używam tego słowa? Lubię je.
Bardzo chciałbym zorganizować w Szczecinie kongres intelektualistów w obronie pokoju. Świat potrzebuje takiego dialogu. Ostatnie podobne spotkanie odbyło się dokładnie 60 lat temu we Wrocławiu. Od tego momentu - nic. Trzeba, żeby intelektualiści pokazali, czym się zajmują. Na pewno publikują, pracują naukowo, ale przecież nie to jest najważniejsze. Czas, żeby zajęli się rozmową na ważne tematy. W tak wielu miejscach trwają wojny, a fakt, że nie u nas, nie oznacza, że jesteśmy zwolnieni z rozmowy na ten temat.
Szczecin jest idealnym miejscem na taki dialog. Jestem też przekonany, że wygramy rywalizację o tytuł europejskiej stolicy kultury w 2016 roku. Na to trzeba pracować. A pracować muszą nie tylko władze, instytucje, urzędy, ale my wszyscy. Mówi to Pani obcokrajowiec. Ale tu wszyscy jestesmy obcy. Szczecin może byc moim miastem tak samo, jak jest Pani miastem.
- Jakie jest Pana ulubione miejsce w Szczecinie?
- Uwielbiam Wały Chrobrego. Ale nie zapomnę, kiedy na inaugurację Katedry Italianistylki przyjechał do Szczecina ambasador Włoch. Podjechaliśmy autem pod rektorat Uniwersytetu przy Alei Jedności Narodowej (teraz Jana Pawła II) i potem na plac Armii Krajowej. To był piękny, słoneczny dzień, ale to miejsce zawsze jest zacienione, więc kiedy samochód wjechał na rozjaśnione Jasne Błonia ambasador powiedział tylko "Wow!" Bo to naprawdę jest cudne miejsce, piękniejsze niż Central Park (śmiech).
- Na zakończenie Szczecin w pigułce czyli Pana hasło.
- Różni ludzie mogą powiedzieć: Szczecin to moje miasto. Są miejscowości w całości zamieszkiwane przez ludzi, którzy tam się urodzili. Także Szczecin był taki: niemieckie miasto tylko dla Niemców. Ale jego przeznaczeniem było coś większego. Gdyby los chciał, żeby to było niemieckie miasto, tak by było. Ale przyszła wojna i wszystko zmieniła. To jest miasto wszystkich: Polaków, Niemców, Duńczyków, Włochów... Tak jak Nowy Jork, który nie jest tylko miastem Amerykanów - to jest miasto dla wszystkich. Podobnie Rzym. Także Szczecin.
- Dziękuję za rozmowę.
Szczecin, 7 kwietnia 2008 r.