Anna Augustynowicz
- Spotykamy się w pani gabinecie, w teatrze. Ma Pani najpiękniejszy widok z okna w Szczecinie
- Ten widok - na stocznię, na port, odsłania skrawek świata. Lubię, kiedy perspektywa, na która patrzę z okna jest otwarta.
- A czy w ogóle miejsca są dla Pani ważne?
- Z miejscem wiążę się poprzez ludzi. Nadaje mu znaczenia charakter spotkania, możliwość stworzenia więzi.
- Niektórzy wierzą, że miejsca mają duszę, że gdzieś, np. pomiędzy ścianami kryje się pamięć przeszłości - pamięć tego, co tu się wydarzyło, pamięć o ludziach, którzy tu kiedyś byli.
- Przeszłość odczuwam jako energię, która funkcjonuje w czasie teraźniejszym. Wierzę w jej obecność - genius loci, która tyleż determinuje, ile zaprasza do kontynuowania dzieła zapoczątkowanego przez tych, którzy byli tu przed nami.
- A to miejsce ma dobrą energię?
- Tak. Wprawdzie nie istnieje budynek o nazwie Teatr Współczesny - gościmy w gmachu muzeum, mam jednak przekonanie, że to żywe miejsce i współtworzącym go osobom na razie nie grozi status eksponatów.
- A jak to jest z naszym miastem - czy to Pani wybrała Szczecin, czy raczej Szczecin wybrał Panią?
- To relacja wzajemności. Wybrałam pracę w zespole, który wybrał mnie. To wzajemne „wybieranie” odbywa się przy okazji każdej kolejnej premiery. Pozycja lidera grupy nie jest pozycją gwarantowaną.
- A czy teatr to trudne przedsięwzięcie?
- Często teatr jest postrzegany jako miejsce do produkowania przedstawień. Dla mnie teatr ma charakter wspólnotowy: tworzymy zespół, który pracuje w przekonaniu, że jest zdolny stworzyć wartość potwierdzaną na każdym przedstawieniu poprzez publiczność, która do nas przychodzi. To potwierdzenie polega na tym, że możemy w jednym miejscu, w tym samym czasie, wstrzymać oddech, rozpłakać się, pomyśleć i uśmiechnąć się na swój własny temat.
- Ma Pani duże zaufanie do publiczności. Nie podaje jej Pani odpowiedzi, tylko stawia pytania.
- Nie można traktować publiczności gorzej, niż człowiek traktuje samego siebie. Teatr to obszar, w którym jesteśmy w stanie się spotkać, który świadczy o przynależności do wspólnej kultury. Czasami jest to obszar zrozumienia, czasami współodczuwania albo przeczucia.
- Czy istnieje coś takiego jak duch Szczecina? Co stanowi dla Pani sens tego miasta?
- W Szczecinie „wieje wiatr”. Być może dzięki temu „wietrzeniu” Szczecin pozostaje miejscem otwartym. Przypływ ludzi, którzy są „w drodze” gwarantuje wymianę energii. Jeśli można mówić o sensie miasta to tylko wtedy, kiedy jego mieszkańcy mają uzasadnienie bycia w nim, nie czują się skazani na mieszkanie w tym mieście. Poczucie własnej wartości mieszkańców Szczecina uzasadnia miasto, jako miejsce ważne, a nie takie, które pozostaje „na rubieżach” jakiejś lepszej rzeczywistości.
- Dziękuję za rozmowę.
Szczecin, 21 kwietnia 2008 r.